Ręka w górę, kto nigdy nie marzył o domku na drzewie. Nie widzę.

W tym roku dokonałam wspaniałego odkrycia. Tak zwany „domek na drzewie” wcale nie musi być na drzewie. Musi tylko być drewniany i położony choć trochę wyżej niż reszta świata. Ta świadomość wyzwala.

Na niemieckim kempingu, gdzie wszyscy poza nami, mieli dwieście lat, stał pod lasem domek-zjeżdżalnia, proste kombo dwóch rzeczy, które nawet osobno są super. Prostota pomysłu, niemieckie wykonanie i żółty, który nigdy nie przepraszał.

2

1

3

Drugim domkiem na drzewie, który w te wakacje zawładnął moim sercem, jest dwupiętrowy domek stojący w ogrodzie Wioski Bullerbyn, gdzie mój syn spędził wakacje grając na bębnach i łapiąc żaby. Z wewnątrz może się podobać lub nie, ale kto raz był w jego środku, już nigdy nie weźmie na serio groźnych pohukiwań kredytu we franku, celulitu, ani innych demonów dorosłości. Polecam każdemu, kto ma choć jedno z powyższych.

6

4

5Trzeci (tym razem domek-nie domek) oczarował mnie ostatniego dnia wakacji. Wiem, w taki dzień próg oczarowania może być mocno obniżony, ale ten dom-okręt jest naprawdę superowy. Nie „piękny”, nie „dobrze zaprojektowany” tylko właśnie „superowy”. Ma koło sternicze, prawdziwy żagiel z odzysku i piracką flagę. Drewniane burty pomieściły piachownicę (zapis oryginalny). Z bocianiego gniazda można zjechać na linie rozpiętej między okrętem a werandą domu, trzymając się krótszej liny z bloczkiem. Dla mniej odważnych zjeżdżalnia i huśtanie na oponie. Dla ekstremistów w zestawie beczka bez dna. Jak jej użyć wie każdy, kto choć raz oglądał kreskówkę. My wiedzieliśmy.

8

9

11

Dodaj komentarz