Fajnie jest uczyć na Akademii, bo można się załapać na zwiedzanie, wmieszać w tłumek studentów i dzięki temu odmłodnieć o kilka lat. Jakiś czas temu byliśmy w domu Lacherta na Saskiej Kępie. Z tej wycieczki pochodzą poniższe zdjęcia, trochę posępne, bo pochodzące z późnej zimy.

Niestety i ta działka i sąsiednie są tak gęsto zabudowane, że trudno jest zobaczyć dom każdej strony.
O samym domu jako ikonie nie będę się rozpisywać. Kto był chory akurat na polskiej modernie, może uzupełnić braki lekturą najnowszej książki dr Katarzyny Uchowicz Ariergarda modernizmu. Katalog projektów i realizacji Bohdana Lacherta i Józefa Szanajcy.
To była nasza przewodniczka 🙂 Mówi o domach trochę jak o ludziach, a że ja lubię i domy i ludzi, to wyszłam dużo szczęśliwsza niż weszłam, choć dom był trochę rozczarowujący (i trochę wzruszający).

To fragment części dziennej, z wielkim oknem, i grzejnikiem projektu Lacherta, który jednak nie zdał egzaminu. Te okna na wyższej kondygnacji, wychodzące na salon, to ówczesna i obecna pracownia. Taki „mostek kapitański”. Jak to na okręcie. Sorki: domu-okręcie.

To fragment strefy wejścia, ściana udekorowana mozaiką. Została uszkodzona podczas wojny, co podobno Lachert lekko nagiął plastycznie chcąc stworzyć skojarzenie z kształtem Polski. Tak, wiem, że mapa mocno się zmieniła od tamtego czasu, ale jednak moje skojarzenia krążą bliżej Elmo z Ulicy Sezamkowej. Nie poradzę.
Pisałam wcześniej, że było rozczulająco. Kto mnie zna, wie, że wiele mi nie potrzeba, żeby mieć ciary na plecach, w dziedzinie przedwojennych nieruchomości należę do dziewczyn łatwych i szybkich.
Rozczuliło mnie na przykład, że w ściany salonu były wmurowane ludowe ceramiczne talerze. Przyznacie, że to nie jest pierwsze skojarzenie, które przychodzi do głowy na hasło polski modernizm / dom-okręt.
Kominek także był udekorowany ludowymi kaflami, w dodatku ich wybór (choć na bank taki nie był), wyglądał na losowy:
A dla tych, którzy się do teraz nie wzruszyli, mam jeszcze uroczą mosiężną klamkę projektu Lacherta, oraz dziurkę w ścianie, w którą ta klamka trafia. A dziurka nie jest ordynarną wyrwą w ścianie, tylko zaprojektowaną niszą, w którą wmurowano ceramiczny negatyw klamki. No jak się nie uśmiechnąć?
Kto chciałby zobaczyć dom w środku- niech zapisze się na kurs języka niderlandzkiego, jeden język więcej znać nie zaszkodzi. Serio: willa jest od wielu lat własnością Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Niderlandzkiej i są w niej prowadzone kursy językowe.
na deser jeszcze łazienka. Musiałam!