Tym postem rozpoczynam cykl, który, mam nadzieję, zmieni się niebawem w osobną kategorię, dla której jeszcze nie mam nazwy. W swojej (ukochanej) pracy co chwila natykam się na piękne albo przydatne rzeczy (a czasem nawet na takie, które są i piękne i przydatne). Nie mogę wszystkich mieć, ani nawet kupić dla swoich klientów. Mogę natomiast pokazać je na blogu, a nóż będzie chemia?
W tych kafelkach zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Wejrzenie było, niestety, tylko internetowe, choć planowałam odwiedzić kopenhaską pracownię w te wakacje. Nie udało mi się, wygrały łodzie Wikingów w Roskilde, ale nie żałuję, łódź Wikinga też piękna rzecz.
Płytki są piękne, trwałe (zadrukowane farbą akrylową utrwaloną w piecu), ułożone wg pomysłu projektantek (Anette Normark i Trine Galschiot). Ułożone w zestawy, ale pozostawiające pewną dowolność:
A tak prezentują się we wnętrzach:
Tanie nie są, no i trzeba je ściągnąć z Kopenhagi, ale we wnętrzach często potwierdza się, że im trudniej, tym fajniej.