Od dawna na tym blogu opowiadam, jak fajnie jest projektować wnętrza, a jakiś czas temu przekonałam się, jak fajnie jest pójść o krok dalej. Prawie zawsze projektujemy meble do naszych przestrzeni, czasem także rozwiązania świetlne, albo skromne dekoracje. Tym razem dostałyśmy szansę zaprojektowania także kafla do łazienki, w którą miałyśmy zamienić pewien gabinet.
To zabawne, zawsze mi się wydawało, że mam w głowie pełno pomysłów i tylko czekam na księcia z bajki z fabryką płytek, mebli albo dywanów. Otóż real okazał się paraliżująco zobowiązujący: nasz wzór miał trafić do produkcji.
Specyfikę kafli cementowych znam od dawna, miałam też przyjemność gościć w manufakturze z Magdą z bloga Wnętrza Zewnętrza, Magda nawet odważnie odlewała kafel własnoręcznie! Układałam te kafle kilkakrotnie u swoich klientów, pomogła mi więc pewność, że dobrze czuję ten materiał.
Chciałyśmy, żeby kafle miały w sobie nutę retro, czyli klasyczny układ z bordiurą i narożnikami, ale żeby jednocześnie pozostały ultraproste, żadnych kwiatków, płatków, motyli i jednorożców. Było trudno, bo jednorożce, sami wiecie, pchają się wszędzie i nic do nich nie dociera, ale jednak udało się, zatryumfowała geometria!
Tak wygląda kafel na surowo. Kolory wybiera się w specjalnej aplikacji, do wyboru jest 108 (yhymś, sto osiem!) odcieni. U nas chłodna szarość, mięta i sprana czerń. I blond piękność w tle, jaka szkoda, że schowana.
Tak wyglądały kafle tuż po wysuszeniu, kiedy widziałam je pierwszy raz poza monitorem: ciężkie, zimne i całkowicie i jednoznacznie ISTNIEJĄCE.
Już niebawem kafel będzie można konfigurować kolorystycznie w specjalnej aplikacji na stronie producenta, czyli znanej Wam ze starszych postów manufakturze Purpura. I już zaraz, za momencik, pokażę jak wyszła ta łazienka, od której wszystko się zaczęło.