W swojej książce Jak przestałem kochać design Marcin Wicha podaje przykład dobrego designu. Nie jest to włoska kanapa za trzydzieści tysięcy, ani nawet lampa za trzy. Wskazuje za to na dobrze wymyślone i rozmieszczone tabliczki informacyjne w szpitalach. Mam na myśli takie, które pomogą Ci trafić na rentgen nie taszcząc się ze złamana nogą przez trzy kondygnacje.
Dla mnie też design od dawna znaczył coś więcej niż ładna buźka. Pytana o to przy różnych okazjach przytaczam przykład studni, z której wodę pompują dzieci kręcąc się na karuzeli. Prostota takich rozwiązań zawsze wprawia mnie w zakłopotanie i w podziw:
Piszę ten post siedząc w Pendolino, (drugi raz w życiu, więc jeszcze robi to na mnie wrażenie). Nie drętwieją mi nogi, bo mam składany drążek , nie siada mi laptop, bo mam swoje gniazdko, walizka nie spadnie mi na głowę, bo zostawiłam ją na kratce przy wejściu. Podróżuje ze mną przystojniak na wózku, który wjechał tu sobie po pochylni, bez niczyjej łaski. I dla mnie to własnie jest design, proste rozwiązania nie związane z luksusem tylko z przydatnością.
Dodam, że nie jest to post sponsorowany i że zapłaciłam za bilet cholerne 150 zł (na trasie Warszawa-Wrocław), co raczej nie powinno mieć miejsca. Jeżeli jednak czyta mnie ktoś z zarządu pkp intercity, to błagam: puszczajcie Chopina w całości albo wcale. Nie jestem fanką Jaka to melodia? i nie chce mi się na każdym postoju od nowa rozpoznawać Chopina po jednej nutce.