Kto mnie zna, ten wie, w życiu codziennym jestem miss powagi. A w projektowaniu lubię dać się powodzić za nos. Na kilometr odróżnię laminat od drewna i gres od kamienia i nie przepadam za materiałami udającymi kogoś innego, ale są takie projekty, które kpią sobie z nas i z naszego (szczególnie projektanckiego) umiłowania autentycznych materiałów, i one szczególnie chwytają mnie za serce.

Poznajcie lampę COSMO, autorstwa Studia Kai Linke, to jest lampa warta elaboratu! Nie udaje, że jest kryształowym żyrandolem. Wisi sobie i  czeka, aż sami sobie to wmówimy, przyzwyczajeni do podobnego widoku.

Niesamowite, ile można sobie dopowiedzieć, dla uproszczenia i z przyzwyczajenia. Jawiąca się na pierwszy rzut oka jako kryształowy klosz, jest w rzeczywistości foliowym lustrzanym żarcikiem. A żeby obronić się przed zarzutem udawania tego, czym nie jest, pozszywano ją nonszalancko po prawej stronie, nie pozostawiając złudzeń co do intencji. Ona nie miała nic udawać, ona miała tylko poczekać, aż sami się nabierzemy.

*Lampę widziałam na żywo na Biennale Interieur w Kortrijk (Belgia), to świetna, nienadęta impreza, znacznie mniejsza niż Mediolan, i na pewno nie taka napuszona. Polecam serdecznie, można tam oczy nacieszyć świetnym wystawiennictwem i ludzie się nie tratują w porze lunchu. Czyli same zalety.

*Zdjęcia pochodzą ze strony projektanta i zostały opublikowane za jego zgodą.

Dodaj komentarz