Nie jestem ekspertem od spania w ładnych, zaprojektowanych miejscach i od polecania tych miejsc. Ale pytacie w mailach, co to za miejsce w Londynie, które mignęło na moim Instagramie.
Mieszkanie znajduje się w budynku typowym dla Londynu, czyli w szeregowcu, który ma śliczną buźkę od frontu i krostowatą japę od podwórka. Mówiąc w skrócie: od frontu To właśnie miłość, od podwórka Billy Elliot.
Jest położone w dzielnicy Kensington, blisko stacji metra Earls Court, wynajmuje się je przez portal Airbnb; urządzone skromnie, ale ma wszystko, czego potrzebujesz w ciągu paru dni. Korzystasz z (małej) sypialni ze zgrabną łazienką i współdzielisz salon i mikrokuchnię z jedna lokatorką. Towarzystwo raczej w wieku późno-studenckim, nieinwazyjne.
Jak dla mnie urządzone za grzecznie i za romantycznie, a przecież nie jestem urodzona goth-girl, ale co kto lubi.
Jeżeli szukasz pewniaka, gotowego śniadania i wnoszenia bagażu: nic z tego. Jeśli jednak możesz dopuścić element ryzyka w zamian za look (londyński do cna) i klimat niezłej dzielnicy, to polecam. Mówiąc element ryzyka mam na myśli zasadę działania Airbnb, czyli wynajmowanie miejsc bezpośrednio od ich właścicieli, którzy czasami bywają opryskliwi, przeciąga im się wizyta u dentysty, albo oszczędzają na papierze toaletowym. Albo nie wspomną w ogłoszeniu, że okna twojego pokoju wychodzą na stocznię albo na plantację tytoniu. Warto więc posiłkować się google street view.
Best regards podróżnicy!