Tak, jasne, prawie wszyscy już tu byli, albo na doktoracie, albo na zmywaku. Mi zajęło to więcej czasu, ale wreszcie odwiedziłam Londyn. Powoli, ale metodycznie, zamieniam marzenia w plany, a plany w real.
O tym, co tam robiłam napiszę w kolejnych postach, a dziś o tym, czego nie zrobiłam w Londynie, trochę na przekór wakacyjnym poradnikom i bez stroszenia piórek w social mediach:)
- Nie spotkałam się z Królową, nawet pobieżnie. Brzmi to jak słaby suchar, ale naprawdę fascynuje mnie to od lat: istnienie prawdziwej, żywej Królowej w kraju, w którym ludzie normalnie chodzą do pracy, jedzą hot-dogi, drzwi w metrze przycinają im plecaki i trzeba iść z psem do weterynarza. Tak czy owak, nie spotkałam się z Królową.
- Nie kupiłam sobie nic (NOTHING) w Harrods‚ie. Wiem, że to nie moje progi, ale myślę sobie, że w życiu trzeba spróbować różnych rzeczy, i że na kawę i bułkę to przecież mnie stać i że Harrods to coś więcej niż drogi sklep, to symbol Zachodu, całej cywilizacji jedzącej obiad czterema różnymi widelcami.
Weszłam, wbiłam chciwy wzrok w art deco-wskie detale (autentyczne i piękne) i niespodziewanie odezwało się we mnie echo książki Głód, która męczyłam 3 miesiące. I już wiedziałam, że nie będzie grana ani kawa ani bułka. Tym bardziej, że w zasięgu były tylko ostrygi. I mój lewicujący duch skierował moje zachodnie ciało w kierunku drzwi.
- Nie odwiedziłam studia i sklepu Jaspera Morrisona, chociaż stałam pod drzwiami. Całe szczęście, że zabrakło mi 5 minut, bo mogłoby się okazać, że zabrakło mi czegoś innego: śmiałości…
- Nie skosztowałam wszystkich rdzennie angielskich przysmaków, choć na wyjazdach, zawsze przykładam do tego wagę:
–poridge: jem co drugi dzień w domu, nie było potrzeby.
–jajka na bekonie: szit! Od czterech lat nie jem mięsa, odpada!
–pudding:to jakaś bajka, jak Miś Paddington i James Bond, panoszą się w kulturze, nie występują w przyrodzie. Nie spróbowałam zatem.
- Nie wypiłam herbaty o 5 p.m. Jakoś tak wyszło, że najpierw było rano, potem biegaliśmy po mieście, a potem była już 10 p.m. Trudno, wypiję w domu…