Nie, na wakacjach nie użądliła mnie pszczoła. Tak po prostu zachciało mi się zająć tematem pszczół, a właściwie pszczelich domów, co jasno wynika i z wyuczonego zawodu i z tematyki bloga.

Przeczytałam ostatnio Historię pszczół norweskiej autorki Mai Lunde. Fabuła składa się z trzech głównych wątków i ma trójkę głównych bohaterów, których posiekane historie mijają się męcząco, aby wreszcie po półmetku książki zacząć się wreszcie zazębiać.

IMG_4242

Spośród trójki bohaterów (William, George i Tao) najbliższy jest mi William, który z pasją tygodniami obserwuje pszczoły, aby zbudować im dom idealny. No i czy nie tym samym ja się zajmuję w chwilach, kiedy akurat nie leżę na kocu i nie czytam? Dokładniusio tym samym.

Tak czy owak, może duchowa bliskość z tym XIX-wiecznym bohaterem, a może 350 km polskiego krajobrazu mijanego w drodze nad Bałtyk, a może smak malin (które się przecież same nie zapyliły), cokolwiek to było, skłoniło mnie do przeszperania pszczelarskiej myśli technicznej.

Zahaczył mnie projekt norweskiej pracowni Snohetta, to architekci z krwi i kości, na budowaniu znają się jak nikt, o czym świadczy piękne i nabite portfolio. Nie znam się na pszczelarstwie i nie wnikam w innowacyjność rozwiązań funkcjonalnych, co pewnie uczyniłby mój książkowy bohater, funkcjonalista w każdym calu. Ul spodobał mi się dlatego, że daleko mu do rustykalnych pastelowych domków, choć jak widać w detalu nie brzydzi się dekoracją.

 


 

Ule stanęły w Oslo w 2014 roku, mają poza pełnieniem swojej oczywistej funkcji, zwracać uwagę na problem zagrożenia pszczół, które (podobno) są odpowiedzialne za produkcję 1/3 żywności na Ziemi. Patrzę kątem oka na miseczkę z malinami i odczuwam przejmujący żal na samą myśl, że któregoś roku mogło by ich po prostu nie być.

A wracając jeszcze na chwilę do książki, która zainspirowała ten wpis: jeżeli rozważaliście jej przeczytanie, a teraz wasz entuzjazm osłabł, bo spodziewacie się schematu konstrukcji ula lub tabelek i dat, to śpieszę donieść, że książka jest przede wszystkim o: byciu rodzicem, o odpowiedzialności i o uporze. I o miksie wyżej wymienionych.

Ma też groźniejszą twarz: historia Tao rozgrywająca się w roku 2098, która sprawi, że przestaniesz z niesmakiem patrzeć na skapcaniałe truskawki.

Dodaj komentarz