Obiegowa opinia i przeszłości i przyszłości jest taka, że o tej drugiej trudno jest coś sensownego powiedzieć. Wiadomo z filozofii: co było- było; czego nie było- nie ma.
Inaczej ma się rzecz z trendami kolorystycznymi. Co BĘDZIE w przyszłości- powiedzieć łatwo. Robi to co roku Instytut Pantone, albo projektanci mody, producenci farb. A co BYŁO-tak naprawdę trudno powiedzieć, choć wszyscy na to patrzyliśmy. Prognozowanie trendów jest więc mniej bolesne i łatwiejsze niż ich wyabstrahowanie i ocena. Dziwne to, ale prawdziwe.
Na kolor roku 2017 Benjamin Moore wybrał przedziwny odcień fioletu, choć ja wolę go pod handlowym kryptonimem shadow. Poniżej parę zdań, o które Benjamin Moore poprosił kilka osób, między innymi mnie (nie wiedząc przecież kto dostaje krost na brzmienie słowa fiolet):
Gdyby ten kolor nazywał się po prostu „fiolet” zazgrzytałabym zębami (fiolet to dla mnie poliestrowe zasłonki i księżowskie ornaty). Ale nazywa się „shadow” i to mu pozwala włamać się do mnie. Nie, nie dlatego, że w obcym języku brzmi bardziej światowo czy wytwornie. Raczej dlatego, że przywołuje na myśl obrazy impresjonistów i pointylistów, którzy odrzucili czerń i poszukiwali koloru tam, gdzie wcześniej nie chciano go szukać, czyli właśnie w cieniu. Pamiętacie drgające fioletowe cienie na tych obrazach? Nie zadurzyłam się nigdy w impresjonistach, nawet jako pensjonarka, ale za te ich cienie nie czarne to ich lubię. Ten kolor spodoba się wszystkim tym, którzy jak ja używają fraz: „Tak czarny, że aż granatowy”, „Tak zimny, że aż fioletowy”, „Tak głęboki, że aż szmaragdowy”.
Ola Munzar
To jak, będzie coś z tego shadow‚a ?