Mam wielką słabość do kraty: nie szkockiej, nie Burberry (w czystej postaci), nie kolorowej, tylko do kraty mono. Zapewne to echo niespełnionej miłości z podstawówki, chłopak w kraciastej flaneli, kostka na plecach, w tylnej kieszeni tomik Baczyńskiego. Tak, to pewnie powód, dla którego od razu zahaczają mnie mono-kraty we wnętrzach: tkaniny, tapety, grafiki.
W ostatnim projekcie zrobiłyśmy łazienkę w mono-kracie, to jedna z moich ulubionych. Dzielę się zdjęciem roboczym, pełną sesję z projektu zobacz tutaj.
A tu świetne i niedrogie i zmywalne (!) tapety w mono-kratę.
Oczywistym skojarzeniem przy mono-kracie jest obrus, oraz jego gorsza/lepsza siostra cerata. Stoliki w warszawskim Barze Prasowym, tu warszawska hipsterka jada leniwe. A niżej gdyńska restauracja bawarska (aj!) z kraciastymi obrusami. I moja kuchenna ściereczka, w obowiązujący deseń.