Nie było mnie tu jakiś czas,chciałabym się z tego zgrabnie wytłumaczyć. A zatem: spełniałam swoje marzenie, albo nie: realizowałam je. Razem z moim ukochanym, bijącym rekordy cierpliwości mężem, odpaliliśmy sklep internetowy. Nazywa się Plankton, wiecie: żywa drobnica, która wypełnia dom- niby mosiądz, miedź i sklejka, a tyle poezji- no nie poznaję koleżanki.
Logo jest dziełem wspólnym załogi Planktonu i Milo Studio, któremu dedykujemy nieśmiertelny szlagier With a little help from my friends, który przy najbliższym spotkaniu odegramy na trąbie.
Wracając do sedna, na stronie można kupić gałki, uchwyty i relingi mojego projektu, wszystkie wykonane w Polsce przez rzemieślników, z którymi spędzam swoje zawodowe życie. Uwierzycie, że ze stolarzem i ślusarzem pracuję ponad dziesięć lat?
Czy w związku z tym nowym dzieckiem będą zmiany na blogu? Po pierwsze już za momencik na lewej burcie pojawi się baner sklepu. Postaramy się, żeby nie migał, nie wygrywał marszy i unikał fraz: koniecznie i natychmiast.
Po drugie, co jakiś czas będę się chwalić zdjęciami uchwytów i stylizacji. Kto lubi Fuel’a, ten, mam nadzieję, polubi i Plankton. Gdyby uchwyty wyskakiwały zza każdego rogu i z każdej lodówki, strzelcie mi ze stanika na uspokojenie. Wersja dla dyplomatów: możecie wyrazić swoje głębokie zaniepokojenie.
Także ten, tego no, do zobaczenia przy kasie.
Żartowałam.
ps) gałki Luciola w środowisku naturalnym możecie zobaczyć u Magdy z bloga Wnętrza Zewnętrza.