„(…) Lecz ach! jedno mnie dręczy: że w stworzenia planie,
Nie było moich susów poprzez kontynenty; (…)”
Dręczyło to i Szekspira, który to pisał, i Barańczaka, skoro to przetłumaczył i Sojkę, skoro to wyśpiewał. Ten urywek Sonetu XLIV, zapisany na wyświechtanym papierku, wisiał u „sklepienia” mojego namiotu igloo. Namiotu, z którym w towarzystwie mojego future-męża przemierzałam stopem Europę wyposażona w kuchenkę gazową i analogową Minoltę.
Uwielbiam mapy. Traktuję je raczej dekoracyjnie, od kiedy GPS podważył zasadność zabierania mnie na wyjazdy w charakterze pilota. Postarzana mapa w gabinecie to drętwota ponad moje siły, ale dziecięcy pokój z płachtą oceanów to już smaczek.
Poniżej kilka smaczków:
- W zeszłym roku kupiłam na targu staroci w Barcelonie tajemniczą mapę (tak, wiem, zaczyna się jak „Pan Samochodzik”). Po jednej stronie jest plan miasta, piękny kraciasty układ z aleją Diagonal przecinającą ukośnie miasto. Posłużył jako tło dla jednego z neonów Dolce Luce.
- Jeśli kiedyś w porywie wiary wGPS wyrzuciłeś wszystkie mapy, nie bój: jest ktoś, kto robi piękne mapy do powieszenia na ścianie. Uwolnione od starych obowiązków są jeszcze piękniejsze.