Dla mnie data 14 lutego to przede wszystkim rocznica obrony dyplomu, nie zrozumie tego ten, kto po prostu obronił pracę magisterską. Dyplom to coś jak dziecko, tylko gorzej, bo po latach ktoś może ci to wypomnieć, a dyplom szklanki wody na starość ci nie poda.
Aż trudno uwierzyć, ale dziś świętuję DZIESIĄTĄ rocznicę dyplomu. Uprzedzę pytanie, o nietypowy lutowy termin: miałam mały poślizg, powód tego poślizgu był ze mną na obronie, gotów w decydującym momencie pokazać jakąś niemowlęcą sztuczkę premium, gdyby sprawy obrały zły obrót dla matki. Takie rzeczy tylko na ASP.
Wybrałam ten kierunek (Architektura Wnętrz) ze względu na pył, pot i drzazgi. Miałam jednak na ich temat inne wyobrażenie niż dziś, co ilustruję obrazem Gustava Caillebotte’a, który widziałam na żywo w czasach liceum plastycznego i wywarł na mnie ogromne wrażenie, w przeciwieństwie do reszty impresjonistycznej papki.
Minęło 10 lat, zdarłam na budowach kilkanaście par zakazanych japonek, połknęłam kilogramy pyłu z bezpyłowych cykliniarek i potwierdzam, że jest to najfajniejszy zawód świata. Choć cykliniarze już nie tacy jak dawniej…
Pisz śmiało, jeśli jesteś:
- licealistą rozważającym drogę zawodową (może coś podpowiem)
- praktykującym architektem (chętnie poznam Twoje powody)
- cykliniarzem z pierwszej ilustracji (Dziś Walentynki)