Scenariusz zawsze ten sam: * decyzja o pomalowaniu zastanych kafelków zapada jakieś 30 minut po podliczeniu ile kosztowałyby poważniejsze zmiany. *Wykonawca zapytany o zdanie odpowie, że nie warto, że drogo, że nie wyjdzie. * Oni pójdą jednak do sklepu, (niech będzie to Flugger) i wrócą z puszką gruntu (spodnia warstwa), wybór koloru odłożą na weekend. *Oglądając wzornik składający się z kilkuset kolorów ustalą, kto się na niczym nie zna, kto się boi decyzji i kto jest jak swoja własna matka. * Kupią farbę z mieszalnika (wierzchnia warstwa). * Wykonawca pomaluje im zagruntowane kafelki, od których wcześniej odwracali wzrok. * Ona wyśle mu mms’a z budowy, że extra kochanie. *Na parapetówce będą już ekspertami, opowiedzą wszystkim jak przechytrzyli system i sprzedawców glazury. *Zauważą błysk w oczach tych, którzy właśnie kupili perełkę z rynku wtórnego, „gotowe do zamieszkania”, dokładnie jak oni.

Podłoga w klubie dla dzieci Tamika. Na wymianę szpetnych płytek nie było ani czasu ani budżetu. Podobnie jak w Latawcu, rozmiar supermarketowy, rzucik sól-pieprz. Pomógł kubeł farby i odrobina zaufania. Wybraliśmy grzeczny kolor malowania, żeby ustąpić  niegrzecznej wykładzinie, którą kładliśmy w sąsiedztwie.

projekt: LUOGO + FUEL,
Fot. Przemek Twarowski

Jak już się zaakceptuje malowanie kafelków, można pójść o krok dalej: uznać, ze to dopiero początek tuningu i dodać jeszcze wzór. Pomoże taśma malarska (jak na zdjęciu) lub szablon do malowania.

projekt: LUOGO + FUEL,
Fot. Przemek Twarowski

 

 

 

 

 

Dodaj komentarz